Jakiś człek o gołębim sercu i świńskim nicku, sfilmował nas w Krakowie. Przedpremierowo, takie szybkie jeb jeb jeb. Kto ma ochotę, zagląda..
Mamed Khalidov – jeden z najlepszych polskich zawodników MMA – w 3 słowach skomentował wojnę na Ukrainie. Sportowiec czeczeńskiego pochodzenia wie, co to konflikt zbrojny.
Prezent młodej mamy o gołębim sercu. Kiedy w życiu młodej kobiety pojawia się córka zmienia się jej status. Teraz jest mamusią córeczki - kto zna, ten rozumie.
Bonifacy, gliniarz o gołębim sercu w serialu ”Glina 2” Jóźwiak » Bonifacy, maniak sprawiedliwości w serialu ”Glina 2” Jóźwiak » Bonifacy, postać grana przez Jacka Braciaka w serialu ”Glina 2” Jóźwiak » Bonifacy, pracownik wydziału zabójstw w serialu ”Glina 2” Jóźwiak » Bonifacy, współpracownik
Książka Elf wszechmogący autorstwa Pałasz Marcin, dostępna w Sklepie EMPIK.COM w cenie 21,07 zł. Przeczytaj recenzję Elf wszechmogący. Zamów dostawę do dowolnego salonu i zapłać przy odbiorze!
anielskie serce człowiek o gołębim sercu człowiek wielkiego serca mieć złote serce zrobić coś z dobrego serca mieć lwie serce zimne serce człowiek o zajęczym sercu mieć nieczułe serce człowiek małego serca oschłe serce serce z kamienia SERCE serce bije wada serca chory na serce narząd, którego praca warunkuje krążenie krwi sztuczne serce robić coś z drżeniem serca
51OkG. Kiedyś sport musiał dzielić z pracą w "Muszyniance", a specjalistyczny sprzęt budować z tatą. Dziś Tomasz Kowal jest już gwiazdą. Ale wcale nie wyłącznie dlatego, że nosi na sobie górę mięśniJ est jednym z najsilniejszych ludzi w Europie. Poza sezonem - tak, w zasadzie tylko dla zabawy, żeby nie wypaść z formy - dźwiga sobie po 250 kilo. Z kolei na zawodach ciężary sięgają i 400 kilogramów. Waga? Optymalnie 134 kg. Biceps? Pół metra z okładem. Do tego udo (80 cm) i klatka piersiowa: 138 cm. Łamie nie tylko kolejne rekordy, ale też stereotypy. - Ludzie ze zdziwieniem mówią, że moja budowa ciała nie pasuje do tego, jakim jestem człowiekiem. A ja po prostu jestem wrażliwy. Lubię pomagać. No bo kto tak naprawdę pomoże dzieciakom? Nasze państwo? - pyta Tomasz Kowal, strongman z Krynicy-Zdroju. Kwestuje, bierze udział w zawodach, a nawet... tańczy zumbę. - Ja i zumba? Wyobrażacie to sobie? - opowiada z uśmiechem. - No, ale uzbieraliśmy na implant dla głuchoniemego chłopczyka. Opłaciło się. Odwiedza fundacje, szkoły, przedszkola. Dzięki temu Julce i Nikodemowi można było podarować wózki. Zresztą, takie przykłady można by mnożyć. Niedawno w Nowym Sączu odwiedził Stowarzyszenie "Nadzieja". - Aż mnie za serce ścisnęło, kiedy zobaczyłem, jak te dzieci pracują z rehabilitantami. W takich sytuacjach zawsze sobie myślę, że człowiek to miał jednak szczęście. Codziennie rano dziękuję Bogu za to, co mi dał i kim jestem - przyznaje. Oczko w głowieZa dobre serce los odwdzięczył się pół roku temu. Poznał wtedy Anię. Na Facebooku zaprosiła go do Gorlic, gdzie sama pracuje z trudną młodzieżą. Najpierw się zdzwonili, a potem zakochali od pierwszego wejrzenia. Co prawda oświadczyn jeszcze nie było, bo to ma być coś specjalnego, ale w przyszłym roku wezmą ślub. Nawet sala weselna jest już zarezerwowana. - Wcześniej takie rzeczy nie były dla mnie priorytetem. Koncentrowałem się jedynie na karierze, ale co tu dużo mówić, zaczęła mi doskwierać samotność. Mam przecież 34 lata. Koledzy, młodsi siostra i brat, założyli już swoje rodziny, a ja? Przychodzą święta, i co? Sam... Niesamowicie się cieszę z tego wyjazdu do Gorlic. Ania to moje oczko w głowie. Świetna silny, wykształconyTomasz Kowal to, od minionego października, magister marketingu oraz sprzedaży. - No bo kto powiedział, że człowiek, który dźwiga ciężary, nie może być porządnie wykształcony? To jakiś kolejny stereotyp - puszcza oko. - Zresztą, nie jestem jedynym siłaczem po studiach. Podobnie jest przecież z Krzysiem Radzikowskim, a taki Mariusz Pudzianowski to już nawet chyba otworzył przewód doktorski. Studiował w Wyższej Szkole Biznesu w Nowym Sączu. Pracę magisterską napisał na piątkę, a obronił na cztery z plusem. Tyle tylko, że tak naprawdę nie wiadomo, kto komu był potrzebny, bo przecież zanim rozpoczął studia, już od dawna sam negocjował ze sponsorami. - Miło wspominam te pięć lat na uczelni. A skąd taki pomysł? Trzeba mieć jakiś plan na przyszłość. Bardzo lubię marketing, a postawiłem na naukę, bo wiem, że każdy sportowiec kiedyś ze sceny musi jest sobie sterem, żeglarzem i okrętem. - Ale był taki okres, że pracowałem w rozlewni Muszynianki. Na zmiany. Przed nocą szedłem jeszcze na trening, a potem przez osiem godzin odkładałem w jego życiu był zawsze. Od przedszkola trzyma się z Pawłem Kołodziejem, znanym pięściarzem, który także jest z Krynicy. Razem jako piętnastolatkowie trafili na zajęcia kick-boxingu. Późniejszy "Góral" lub "Diabeł Tasmański (takie ksywy otrzymał od innych strogmanów) ważył wtedy 49 i pół kilo. Walka jakoś za specjalnie jednak go nie wciągnęła. Bardziej zerkał w stronę siłowni, więc po jakiś pięciu latach, w 2000 roku, ważył już 95 kg, a na ławce wyciskał 200 kg. Wkrótce nastąpił przełom. Tata - złota rączka- Na siłownię chodził ze mną Roman Gzyl, człowiek starszy ode mnie o ponad 10 lat. Wtedy zawody strongmańskie wchodziły do Polski, a on zgłosił się na start. Byliśmy kumplami z siłowni, więc pojechałem mu kibicować. Podszedłem, obejrzałem, podotykałem tamte ciężary i pomyślałem sobie: "O Jezu, to czym ja teraz ćwiczę, to jakieś minimum. Kiedy ja coś takiego podniosę? Trzeba się sprawdzić" - tłumaczy. Tak został strongmenem. Na początku treningi musiały odbywać się tylko w zwykłej siłowni, ponieważ trzeba było wzmocnić nogi, plecy, ramiona. Kiedy zbudował już bazę, samą technikę należało ćwiczyć na sprzęcie specjalistycznym. Bo co z tego, że będzie miał silną klatkę, jak przyjdą zawody i nie będzie wiedzieć, jak kulę złapać, czy poradzić sobie ze spacerem buszmena, drwala? Tutaj pomógł tata. - Złota rączka, do tego też silny, więc partyzanckim sposobem sami porobiliśmy niektóre rzeczy. No a dziś w Krynicy mam swoją halę, gdzie jest tylko i wyłącznie sprzęt specjalistyczny. Trening na normalnej siłowni, to teraz zwykła zabawa. Wchodzę tam tylko po sezonie, żeby podtrzymać formę, poruszać się, utrzymać masę mięśniową. Kocham dźwigać, więc nie wyobrażam sobie, żeby nie iść na trening. Nie było takiego dnia, żebym powiedział, że nie dam rady, że może sobie poleżę. Zadebiutował w 2004 roku, pierwszy sukces przyszedł już rok później. Kowal pojechał na turniej "Rekordy Siłaczy". - Wcześniej trenowałem tylko tak na partyzanta, a tam zjechały się różne chłopaki i mówią, że oni to ćwiczą na profesjonalnym sprzęcie. Pokazywali zdjęcia, więc pomyślałem sobie: "Kurczę, co ja tu w ogóle robię?". Przyjechałem jak jakiś chłopak ze wsi, który właśnie przesiadł się z ciągnika do mercedesa. No, ale co, ostatecznie zająłem jednak drugie propos mercedesa, ten Kowala zimą radzi sobie świetnie, ale Tomasz jeździ też cinquecento. Wersja sporting. Ten samochód czasem zdarza mu się samemu wyciągać z zaspy. - Ludzi w ogóle bawi, jak podjeżdżam pod sklep i wysiadam z tego cinquecento. Widzę, jak zerkają z boku. A przecież wiadomo, że zimą Krynica jest zatłoczona, więc łatwiej gdzieś zaparkować właśnie takim małym autkiem. Zresztą, po zakupach jadę sobie nim do swojej hali, wjeżdżam na platformę, a potem podnoszę kilkadziesiąt razy. Góra, dół, góra, dół - kto powiedział, że siłacz nie może też mieć poczucia humoru?Nie będzie jak "Pudzian". RaczejCo, kiedy już zejdzie ze sceny? - Wielu ludzi mnie pyta, czy pójdę w tę stronę co Mariusz Pudzianowski. Hmm, dzisiaj mogę powiedzieć, że gdy skończę dźwiganie, będzie to także mój całkowity koniec ze sportem. Z drugiej jednak strony, ostatnio polubiłem aikido... Nie, raczej nie wiążę z tym przyszłości...Tomasz Kowal - urodził się 28 listopada 1980 roku, mieszka w aktualnym międzynarodowym mistrzem Polski strongmanówz 2014 roku. Kowal to także wicemistrz Europy Strongman życiowe: -przysiad: 330 kg,-wyciskanie: 240 kg, -martwy ciąg: 390 kg, -wyciskanie zza karku: twarzą budowlanych firm "Erbet" i "Żelbet".
"M jak miłość" odcinek 1618 ŚMIERĆ MARZENKI i ANDRZEJKA w wypadku - poniedziałek, o godz. w TVP2 Śmierć Marzenki i Andrzejka z "M jak miłość" w 1618 odcinku będzie jedną z najbardziej makabrycznych scen w historii serialu! Jeszcze nigdy scenarzyści nie uśmiercili dwójki bohaterów, a do tego ekranowego małżeństwa, pary, która od samego początku cieszyła się wielką sympatią widzów. Olga Szomańska i Tomasz Oświeciński odeszli z "M jak miłość" już podczas wakacji, ale o tym, że Marzenka i Andrzejek zginą długo nie było wiadomo. Produkcja trzymała tę wstrząsającą wiadomość w tajemnicy. Dopiero "Świat Seriali" podał, że Lisieckich w 1618 odcinku "M jak miłość" czeka śmierć w strasznym wypadku samochodowym. Ich córka, niespełna 1,5 roczna Kalinka (Oliwia Kępka) przeżyje, bo nie będzie jej w aucie z rodzicami. Zostanie pod opieką Uli (Iga Krefft) i Bartka (Arkadiusz Smoleński). Marzenka i Andrzejek osierocą córkę, ale Kalinką zajmą się ciocia i wujek. W 1618 odcinku "M jak miłość" cała rodzina Lisieckich i Mostowiaków pogrąży się w żałobie, a śmierć Marzenki i Andrzejka wpłynie na dalsze losy ich najbliższych. Nie przegap: M jak miłość, odcinek 1618: Śmierć Andrzejka i Marzenki. Pijany Mariusz Jaszewski zabije Lisieckich Zobaczcie w naszej GALERII ZDJĘCIA z najpiękniejszymi odcinkami Marzenki i Andrzejka w "M jak miłość" >>> Sprawdź też: M jak miłość. Oto dziecko Uli i Bartka. Wreszcie się doczekają, ale wcale nie będą szczęśliwi Szomańska i Oświeciński muszą odejść z "M jak miłość", bo twórcy serialu postanowili zesłać kolejną tragedię na rodzinę Mostowiaków, a nikogo z bliskiego otoczenia Barbary (Teresa Lipowska) nie chcieli uśmiercać. Wybór padł na Marzenkę i Andrzejka, bo oni ostatnio rzadko pojawiali się w "M jak miłość". W zasadzie po wyprowadzce Uli i Bartka, sprzedaży siedliska byli tylko gośćmi w serialu. To nie zmienia jednak faktu, że widzowie uwielbiają tę parę! Taka była miłość Marzenki i Andrzejka w "M jak miłość" Najpiękniejsze chwile Marzenki i Andrzejka w "M jak miłość" na ekranie to dowód na to, jak od samego początku barwny związek tworzyli. Ona - blondynka z charakterem, która w każdej sytuacji wiedziała jak wziąć ukochanego pod pantofel, on - siłacz z gołębim sercem, który zakochał się od pierwszego wejrzenia w 1173 odcinku "M jak miłość". To właśnie wtedy, dokładnie 6 lat temu, Andrzejek pierwszy raz odwiedził siedlisko w Grabinie, a Marzenka od razu zdobyła jego serce. Losy Marzenki i Andrzejka w "M jak miłość" zawsze toczyły się w tle innych bohaterów, ale bawiły i wzruszały widzów do łez. Lisieccy dwa razy stawali na ślubnym kobiercu. Pierwszy raz w 1274 odcinku "M jak miłość" kiedy ich ślub zniszczyła pierwsza żona Andrzejka, która wkroczyła do kościoła, przerwała ceremonię i ogłosiła, że pan młody nie ma jeszcze rozwodu! Drugi raz, 1324 odcinku "M jak miłość", w październiku 2017 roku, powiedzieli sobie wreszcie "tak" przed ołtarzem w kościele w Grabinie. Ich świadkami byli wówczas Ula i Marcin (Mikołaj Roznerski). Miłosne sceny Marzenki i Andrzejka w "M jak miłość" także na długo zostaną w pamięci, bo zanim spędzili razem pierwszą noc długo Marzenka trzymała ukochanego na dystans. Wreszcie wyznała, że jest dziewicą i czeka z seksem do ślubu. Andrzejek zawsze starał się zaskakiwać żonę romantycznymi niespodziankami. Bojąc się i licząc na to, że nie wywoła u niej napadu wściekłości. Bo Marzenka ze swoim wybuchowym temperamentem nie raz ustawiła go do pionu. Pierwszy pocałunek Marzenki i Andrzejka w "M jak miłość", miłosne zaczepki, gorące sceny w sypialni. To wszystko zobaczycie w naszym WIDEO z najpiękniejszymi scenami tej pary w serialu, a naszej GALERII ZDJĘĆ także narodziny córki Marzenki i Andrzejka w 1502 odcinku "M jak miłość" i ostatnie piękne momenty jak zdecydowali się opuścić siedlisko i wybudować własnym dom. Marzenka i Andrzejek odchodzą z M jak miłość. Zginą w tragicznym wypadku w Grabinie! Najpiękniejsze momenty tej pary przed śmiercią
03 2016Published on Jan 20, 2016Nr 3 (272), 21 stycznia 2016Dobry Tygodnik Sądecki
"M jak miłość" odcinek 1502 - poniedziałek, o godz. w TVP2 W środku nocy w 1502 odcinku "M jak miłość" Andrzejek obudzi się zlany potem. Kiedy Marzenka zapyta go, co się stało, on odpowie: - Po prostu zastanawiam się, jak ci przeciąć pępowinę. To nie będzie ciebie bolało? Ani małej? - zacznie panikować. Marzenka odpowie mu tylko ze śmiechem: - Skarbie, zwariowałeś zupełnie? - Nie zwariowałem, ja się po prostu martwię o ciebie, no... Jednak nocna panika Andrzejka będzie miała swój ciąg dalszy podczas porodu Marzenki w 1502 odcinku "M jak miłość". I mąż zawiedzie ją w najważniejszej chwili! W 1502 odcinku "M jak miłość" Marzenka poczuje gwałtowne bóle porodowe i szybko znajdzie się w szpitalu. Spanikowany Andrzejek również tam dotrze, ale niestety w kluczowym momencie, zamiast pomóc, zawiedzie! Co wytnie tym razem siłacz o gołębim serduszku? Czytaj też: M jak miłość, odcinek 1502: Ula w ciąży? Pierwszy raz powie Marzence o dziecku Właśnie po urodzeniu dziecka, kiedy nadejdzie moment przecięcią pępowiny, Andrzejek dostanie kolejnego ataku paniki! I służba medyczna będzie musiała zajmować się szczęśliwym tatą... Na szczęście na świat przyjdzie zdrowa dziewczynka i Marzenka również będzie czuła się dobrze. Niestety, nie zapowiada się, aby Andrzejek miał wydorośleć w 1502 odcinku "M jak miłość"...
"Dziecko autystyczne zawsze wyczuje, czy jest akceptowane. Lilianna Gródek była zawsze dla nich otwarta i za to jej dziękuję".Rzesze dzieci i młodzieży, nauczyciele i dyrektorzy sądeckich szkół, najbliższa rodzina, przedstawiciele władz miasta, przyjaciele i znajomi pożegnali wczoraj zmarłą w niedzielę Liliannę Gródek, wieloletnią dyrektorkę Szkoły Podstawowej nr 6 w Nowym Sączu im. ks. Jerzego Popiełuszki, która była już na emeryturze. Smutną ironią losu cieszyła się nią zaledwie kilka zaledwie 58 lat i kolejny etap życia dopiero się dla niej zaczynał. Choroba, z którą zmagała się od kilku miesięcy, nie dała jednak za wygraną."W naszej pamięci Lila pozostanie jako człowiek skromny, pracowity, rzetelny, szczery, oddany sądeckiej oświacie. Ostatnie 15 lat z oddaniem kierowała szkołą. Całe życie poświęciła wychowaniu i nauczaniu dzieci oraz realizacji hasła ks. Jerzego Popiełuszki "Zło dobrem zwyciężaj" - napisali w nekrologu dyrektorzy sądeckich szkół. Ci, którzy i pracowali z Lilianną Gródek podkreślają, że była pedagogiem z krwi i kości, osobą o gołębim sercu, niezwykle skromną, nie lubiącą rozgłosu, oddaną dzieciom i młodzieży, które zawsze w swojej pracy zawodowej stawiała na pierwszym miejscu. Nie zawahała się przyjąć do szkoły dzieci cierpiące na autyzm i wspólnie z rodzicami oraz sądecką Fundacją Pomocy Osobom z Autyzmem "Mada" tworzyć szkolę integracyjną. Obecnie może ona uchodzić w Małopolsce za wzór do Nasza współpraca z panią dyrektor rozpoczęła się od utworzenia pierwszej klasy autystycznej w Nowym Sączu - powiedziała "Dziennikowi" Bożena Fryc, prezes Fundacji "Mada". - To ona odpowiedziała pozytywnie na moje starania, by nasze dzieci mogły dalej się uczyć. Był rok 1997. Tego jej nigdy nie zapomnę. Początki były bardzo trudne, ale dzięki jej otwartości uruchomiliśmy pierwszą klasę autystyczną. To ona zabiegała o to w kuratorium, robiła wszystko, by wyposażyć sale. Bardzo angażowała się w nasze problemy. Obecna była na wszystkich spotkaniach. Podawała pomocną dłoń. Nam, rodzicom dzieci z autyzmem wystarczyło, że z nami porozmawiała. Bardzo cieszyła się z każdego, choćby maleńkiego kroku uczniów dotkniętych tym schorzeniem. Jej dzień pracy w szkole nie kończył się bynajmniej po ośmiu godzinach. Gdy odbieraliśmy nasze pociechy ze świetlicy, zawsze mogliśmy ją spotkać na pierwszej klasy autystycznej chodziła czwórka uczniów. Po dwóch latach w szkole utworzono kolejną klasę, tym razem integracyjną, a po kolejnych dwóch uruchomiono następną autystyczną. Teraz od nowego roku szkolnego podrastające nastolatki z autyzmem są prowadzone indywidualnym tokiem O śmierci Pani Lilianny dowiedziałem się w poniedziałek rano, gdy zadzwoniłam do szkoły i przekazano mi tą smutną wiadomość - dodaje Bożena Fryc. - Zapamiętam ją jako kobietę ciepłą, otwartą, kochającą dzieci, którym poświęcała niemal cały prywatny czas. Zawsze podkreślała, że dzieci zdrowe mogą same powalczyć o swoją przyszłość, a nasze nie. Była bardzo dobrym pedagogiem, uczącym matematyki, wymagającym. Ale to procentowało. Będzie nam jej bardzo brakowało, bo była to dusza tej Gródek przepracowała w oświacie 31 lat. Była absolwentką Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Krakowie. Pracę zawodową rozpoczęła 1 września 1973 r. w Szkole Podstawowej w Bukowcu i Tyliczu. Od 1974 do sierpnia 1975 r. pracowała w Szkole Podstawowej w Piwnicznej-Zdroju. We wrześniu zaczęła uczyć w sądeckiej "szóstce". Ostatnie 15 lat była jej dyrektorem. 1 września br. przeszła na emeryturę. Warto wspomnieć, że dzięki m. in. jej staraniom przed szkołą zrobiono bezpieczne przejęcie przez ruchliwą w tym miejscu Poznałam panią dyrektor w 2000 r., gdy sprowadziłam się do Nowego Sącza - mówi Marzena Popławska, mama 13-letniego Jakuba, chorego na autyzm. - Stworzyła szkołę tolerancyjną. Dzieci autystyczne są tam traktowane jako dzieci niezwykłe, w dobrym tego słowa znaczeniu. Lilianna Gródek miała ogromny autorytet wśród dzieci i pedagogów. Mam nadzieję, że jej praca nie pójdzie na marne. Dziecko autystyczne zawsze wyczuje, czy jest akceptowane. Ta kobieta była zawsze dla nich otwarta i za to jej Olszyński, dyrektor Wydziału Edukacji Urzędu Miasta w Nowym Sączu przyznał wczoraj, że miasto straciło wspaniałego pedagoga, przyjaciela dzieci. Schedę po Liliannie Gródek przejęła od 1 września Halina Stanek, wicedyrektor szkoły, która przez kilka ostatnich miesięcy pełniła obowiązki dyrektora. Iga Michalec
siłacz o gołębim sercu